HBO zaprezentowało nam niedawno nowy hit „The Last of Us” – serial oparty na grze o tej samej nazwie, wydanej przez Naughty Dog w 2013 roku. Cała akcja rozpoczyna się w pierwszym dniu pandemii, gdy miliardy ludzi zostają zainfekowane przez pasożytnicze grzyby, który przemieniają ich w coś w rodzaju zombie. Mogłoby się wydawać, że sama w sobie tematyka została już wyczerpana na dziesiątki sposobów. Ten serial jednak wyróżnia jedna rzecz. W końcu otrzymaliśmy udaną adaptację gry!
Dla osób, które grały w TLoU tajemnicą nie będzie, że opowieść na początku skupia się na Joelu i jego córce Sarah, którzy próbują przetrwać w świecie opanowanym przez „zombie”, a także na Ellie, młodej dziewczynce, którą Joel ma chronić wiele lat później. Gra „The Last of Us” z perspektywy graczy, którzy przeżyli historię z punktu widzenia Joela i Elli zasłużyła już na miano ikonicznej. W końcu sprzedała się w ponad 17 milionach egzemplarzy, a jej sequel sprzedał się w 4 milionach tylko w pierwszym tygodniu po jego premierze.
Skoro gra The Last of Us zrobiła robotę, ciężko, żeby serial się od niej aż tak różnił
Muszę tu przyznać, że gdy tylko odpaliliśmy w domu grę, od razu przyszła mi na myśl jedna rzec. Początek gry było technicznym cudem. Naughty Dog nagrał ruchy aktorów w celu uwiarygodnienia strachu w oczach Joel i Sarah, co pozwoliło na wyprodukowanie wstępu do gry na poziomie filmowym. Świat gry został zaprojektowany tak, aby gracze poczuli się, jakby weszli do filmu w pierwszym dniu apokalipsy. W dodatku niezależnie od tego, gdzie się udadzą, mogą zbadać każdy kąt.
Adaptacja telewizyjna – stworzona przez Neila Druckmanna, twórcę gry, i Craiga Mazina, twórcę „Czarnobyla” – wiernie przekłada słynne otwarcie, utrzymując napięcie i horror ucieczki Joel (Pedro Pascal) i Sarah (Nico Parker). Cała wstępna sekwencja jest jednak podkreślona scenami, które nie znalazły się w grze, ale pokazują nam, jakie życie prowadzili Joel i Sarah przed końcem znanego nam świata. I choć twórcy odbiegli nieco od historii i widoków, które znaliśmy z gry, to był to celowo zastosowany zabieg, o którym porozmawiamy nieco później.
Powiedzmy sobie wprost, The Last of Us nie miało po prostu mocnej konkurencji
Adaptacja gry na serial HBO jest szczególnie imponująca, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę bardzo słabą historię adaptacji gier. Hollywood nigdy nie stworzył inteligentnego i przemyślanego filmu lub serialu na podstawie gry wideo. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu maksymalne oceny gry zawsze przekształcały się w mierne procenty na Rotten Tomatoes. I choć trzeba przyznać, że gracze zakochani w swoich tytułach zdecydowanie nie są łagodnymi krytykami, to po prostu do tej pory naprawdę nie dostali materiału, który zasługiwałby na dobre opinie.
Adaptowanie gry stawia przed twórcami wyzwania zupełnie inne niż przy adaptacji powieści czy komiksu. Filmy są liniowe, a gry interaktywne. Kiedy gracze kontrolują Joela, gdy niesie Sarah, nie tylko patrzą na niego, ale również wcielają się w jego rolę. Druckmann twierdzi, że często słyszał od graczy w trakcie rozgrywek stwierdzenia typu: „Oni mnie dorwą!” „Oni mnie złapią – o Boże, przeżyłem ledwie o włos”. To tylko potwierdza, jak gracze potrafią utożsamiać się z postacią, którą grają. Dodaje też, że: „Nie rzucasz takich komentarzy, kiedy oglądasz jakiś program”.
Jednocześnie, istnieją rzeczy, które liniowa, filmowa narracja może zagwarantować, a czego nie mogą dostarczyć nam gry. Tam, gdzie ulubieni bohaterowie TV i filmów są kierowani przez skomplikowane marzenia, obawy, konflikty i więzi, bohaterowie gier często są zmiennymi cyframi, które mają po prostu wykonać zadania. Wiecie, co było pierwszą adaptacją gry na wielkim ekranie? Super Mario Bros. Uwielbiana przez wielu gra, gdy pojawiła się na ekranach kin w 1993 roku, spotkał się z wielkim rozczarowaniem. Błękitne niebo i zielone wzgórza Królestwa Grzybów – to wszystko zniknęło z adaptacji. Film przemienił Mario w hydraulika z ciemnego i zadymionego miasta, który musi walczyć z szaleńczo wyglądającym Dennisem Hopperem w roli Króla Koopa.
Czy dało się zaplanować serial tak, by na wstępie nie skazać się na klątwę adaptacji gier?
Producenci serialu „The Last of Us” – Druckmann i Mazin są świadomi tego, co w branży często nazywa się „klątwą gier wideo”. W pewnym sensie, to właśnie to doprowadziło ich do wspólnego stworzenia tego serialu. Kilka lat temu Druckmann próbował przekształcić swoją grę w film z Samem Raimim. W tym czasie Mazin szukał czegoś do adaptacji i powiedział producentom w Sony, „wróćcie do mnie, kiedy pojawi się The Last of Us, bo ten film, który Druckmann robi, nie wypali”. Miał rację: gra okazała się zbyt duża na jeden film.
Na szczęście obu panów połączyła Shannon Woodward znana graczom drugiej części The Last of Us. Mazin jest oddanym graczem, a Druckmann uwielbiał Chernobyl. Podczas serii spotkań w biurach Naughty Dog od 2020 roku para stworzyła biblię scenariusza, której prawie dosłownie trzymali się później przy tworzeniu pierwszego sezonu. Przede wszystkim kierowali się oni kilkoma założeniami: przekształcenie akcji w dramat oraz, najważniejsze: pozbycie się mechanizmów gry. „Ludzie myślą, że jeśli jest to gra pierwszoosobowa, to musimy mieć sekwencję pierwszoosobową w filmie, bo to jest to, co ją wyróżnia” – mówi Druckmann – „To nie jest to, co chcą zobaczyć fani tych gier”.
Co różni grę od serialu, a jednocześnie buduje jego klimat?
W serialu sekwencja Joela noszącego swoją córkę jest znacznie krótsza. Zabijanie przez cały sezon również zostało możliwie zredukowane. Gracze w TLoU zabijają, strzelają, duszą, dźgają, kopią, wybuchają i palą zarażonych w masowych ilościach. Jak wyjaśnia Druckmann, serial tego nie potrzebuje. Zamiast tego musi pogłębić motywacje postaci w inny sposób.
To właśnie dlatego pilot serialu „The Last of Us” poświęca cały dzień na urodziny Joela, w dniu, w którym wybucha pandemia. Tworzy to powolne budowanie niepokoju, którego nie mieliśmy w takim stopniu w grze. Sarah robi jedzenie dla swojego tatusia i idzie do szkoły. Później odwiedza dom sąsiada, aby upiec ciastka, a widzowie mogą zobaczyć przykrą scenę za plecami Sarah, gdy matka Connie drży w swoim wózku inwalidzkim, a następnie krzyczy bezgłośnie, gdy grzyb przejmuje kontrolę nad jej ciałem.
Druckmann wskazuje również na moment, gdy Sarah odwiedza zegarmistrza, aby odebrać zegarek Joela (gracze wiedzą, że ten zegarek ma specjalne znaczenie przez całą grę). Każda z tych chwil mogłaby być sekwencjami filmowymi w grze, ale byłaby po prostu słaba, a może nawet i nudna. „Gracz mówiłby: Kiedy będę mógł zabijać rzeczy, kiedy będę mógł kopać i działać? ” – mówi Druckmann.
Serial The Last of Us to pełna opowieść, która pozwala nam się wczuć w klimat prawie tak samo, jak gra
Przed scenami, w których Joel i Sarah uciekają z domu, możemy zobaczyć wstęp: program typu talk-show z 1968 roku z udziałem dwóch epidemiologów. Jeden ostrzega, że ludzkość jest w wielkim niebezpieczeństwie przed pandemią spowodowaną wirusem podobnym do grypy.
Drugi szydzi: prawdziwego zagrożenia nie stanowią bakterie, ale grzyb Cordyceps, który kontroluje swoje ofiary przez zalewanie mózgu halucynogenami i przemianę w „miliardy marionetek z trującymi umysłami”, z jednym jedynym celem: rozprzestrzenienie infekcji na każdą żywą osobę. Tu pewnie warto wspomnieć, że Cordyceps to rzeczywisty grzyb, o którego działaniu z pewnością znajdziecie sporo informacji.
Gospodarz chce żartować z LSD, ale ekspert jest poważny. Wystarczyłoby kilka stopni globalnego ocieplenia, aby zachęcić grzyb do przeskoku na ludzi. W drugim odcinku za to będziemy mogli odwiedzić miejsce, z którego infekcji pochodzi. Jest to fabryka mąki i zbóż w Dżakarcie. Grzyb wychodzi z ofiary na stole sekcyjnym.
Ciężko nie wskazać tu odniesienia do uczuć, które towarzyszyły nam, gdy dowiedzieliśmy się o rozprzestrzeniającym się, niebezpiecznym wirusie z Wuhan, który według ekspertów może nam zagrażać. Doczekaliśmy się szczęśliwego zakończenia, ale czy to samo czeka nas w The Last of Us?
Podsumowując: HBO dostarczyło nam genialny pilot serialu The Last of Us
Naughty Dog od początku swojego istnienia inspiruje się filmem i telewizją. W ich biurach pracują doświadczeni scenarzyści, którzy pracowali przy takich produkcjach jak Westworld. Mazin i Druckmann byli świadomi wyzwań związanych z adaptacją gry. Najpewniej właśnie to wszystko doprowadziło do stworzenia tak udanego pierwszego odcinka serialu. Po ciepłym przyjęciu adaptacji The Last of Us zaczęły się już pojawiać plotki o Jasonie Momoa jako Kratosie w God of War czy Oscarze Isaacie jako Solid Snake w Metal Gear Solid. A jako że przemysł gier dąży do coraz bardziej filmowych produkcji, bez wątpienia w końcu się tego doczekamy.
Czy The Last of Us ostatecznie przełamało klątwę adaptowania gier? Wszystko na to wskazuje, ale z ostateczną odpowiedzią w rytmach Depeche Mode wstrzymajmy się do końca emisji tej serii.
Trzeba przyznać, że to wyjątkowo świetna adaptacja gry. Mimo, że na razie widziałam jeden odcinek mam takie wrażenie, że twórcy zdecydowanie nie zrobią tej historii dalej krzywdy. W sumie ciekawie będzie się obserwować tak jak bardzo będą próbowali ograniczać sceny walki i strzelania. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek!