Roborock Saros 10R zdaje się wprowadzać całą ideę samodzielnego odkurzania i mopowania na zupełnie nowy poziom. Choć pierwszy rzut oka pada zwykle na urodę sprzętu, w tym wypadku trudno nie zauważyć, że Saros 10R mierzy raptem 7,98 centymetra wysokości. Jak to w ogóle możliwe, skoro wewnątrz kryje się tyle podzespołów i technicznych nowości?
Postanowiłam sprawdzić, czy w codziennej praktyce sprawuje się tak dobrze, jak obiecują materiały marketingowe producenta, oraz w jaki sposób ta wysoka inteligencja przekłada się na rzeczywistą skuteczność sprzątania.
Pierwsze wrażenia i design
Zacznijmy od chwili, w której otworzyłam dość sporych rozmiarów karton. Robot Saros 10R, w eleganckim, stonowanym odcieniu, leżał obok dość potężnej (a właściwie dość wysokiej) stacji dokującej w wersji 4.0. Nie będę ukrywać, że sama stacja robi wrażenie – zwłaszcza jeśli wcześniej obcowało się z klasycznymi, niewielkimi bazami, do których robot tylko przykłada się do ładowania. Tutaj mamy szuflady na wodę i detergenty, moduły odpowiedzialne za mycie i suszenie mopów, worek na kurz, a nawet możliwość szybszego ładowania. Ta stacja jest jak osobna strefa czyszcząco-konserwująca dla robota, przez co niemal nie musimy z nim wchodzić w interakcję.
Smukła budowa i możliwości poruszania się
Jednak kluczową cechą, o której ciągle mówi producent, jest ta rzekoma smukłość: 7,98 cm wysokości. W praktyce to oznacza, że Saros 10R spokojnie wjedzie pod wiele mebli, w tym moje niskie szafki i łóżko, pod które dotychczas większość robotów nie była w stanie się wcisnąć. Rzeczywiście, w trybie pracy normalnie sunie w te zakamarki, omijając przy okazji stelaże i listwy wzmacniające łóżka. Wreszcie nie mam zalegających „kotów” kurzu w miejscach, gdzie wcześniej musiałam używać ręcznej końcówki odkurzacza. To daje wyraźny komfort – nie tylko wizualny, bo brak pyłków spod łóżka, ale też higieniczny, bo nie wdychamy zalegających tam brudów.
Wyższa szkoła nawigacji: StarSight 2.0
Nie byłoby jednak nic z tej smukłości, gdyby robot blokował się co chwilę pod meblami. Stąd nowy układ sensorów, opisywany jako StarSight 2.0. W uproszczeniu to mieszanka podwójnego nadajnika 3D ToF, kamery RGB i oprogramowania AI, które mają zagwarantować płynną nawigację i rozpoznawanie obiektów nawet mniejszych niż 2 × 2 cm. Pierwszym sprawdzianem stały się kable w salonie – kilka jasnych przewodów rozłożyłam przy ścianie, a czasem zwisały nieco z biurka. Saros 10R identyfikował je wcześniej niż którykolwiek robot, z jakim miałam do czynienia, i perfekcyjnie omijał, nie szarpiąc ich w ogóle. Bywały sytuacje, gdzie robot minimalnie otarł się o kabel, ale nigdy nie doszło do zassania czy zatrzymania pracy.
W kontekście codziennych przeszkód, które trafiają się w moim domu – takich jak chodząca papuga, to robot reagował dość łagodnie. Gdy zauważał ruch zwalniał i obchodził przeszkodę szerokim łukiem. Bardzo spodobało mi się to, że w ciemnych zakamarkach czy przy zgaszonym świetle nocnym również nie gubił się i nie wpadał na przedmioty. Laser i czujniki 3D ToF pracowały wówczas świetnie.
Dual Anti-Tangle: szczotki, które nie boją się włosów
Kiedy słyszę „system zapobiegający plątaniu się włosów”, zawsze mam pewien dystans, bo większość robotów radzi sobie z bardzo słabo. A co oferuje Saros 10R? Nowy układ, w którym szczotka główna (DuoDivide) i boczna (FlexiArm Riser) wspólnie przeciwdziałają owijaniu się kosmyków czy sierści. W przypadku szczotki bocznej – jej spiralne ramiona i gumowa przegroda sprawiały, że włosy były kierowane w stronę wlotu ssącego, zamiast nawijać się na oś. Po kilkunastu cyklach czyszczenia w ciągu dwóch tygodni, musiałam jedynie raz usunąć kilka krótkich włosków, co uważam za duży sukces.
AdaptiLift, czyli podwozie, które dostosowuje się do dywanów i progów
Najbardziej obawiałam się moich wyższych progów (3,5 cm) i dłuższego dywanu w sypialni (około 18 mm włosia). Przed wieloma robotami te przeszkody okazywały się zaporowe. Tymczasem Saros 10R dysponuje systemem AdaptiLift, który pozwala mu unieść się do 10 mm i pokonywać progi nawet do 4 cm. Faktycznie, gdy zbliża się do progu między przedpokojem, a garażem, robot wchodzi w tryb „dwustopniowego” podjazdu – najpierw unosi się częściowo, a potem dociska i przechodzi przez wyższy poziom. Mop w czasie wjazdu na dywan jest podniesiony, co zapobiega zamoczeniu dywanu. Zdarzyło się, że musiał spróbować dwa razy, ale i tak zaskoczył mnie pozytywnie, bo w końcu nie muszę przenosić robota z domu do garażu, jak to bywało z innymi modelami.
Mopowanie gorącą wodą w stacji 4.0
Nowością jest również stacja dokująca z możliwością odłączania mopów i mycia ich w wodzie nawet o temperaturze 80°C. Brzmi to trochę jak ekskluzywna pralnia dla robota, ale w praktyce potrafi efektywnie rozpuszczać tłuste plamy (np. resztki masła czy sosu). Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, że w kuchni rozlała się kawa i zaczęła zasychać. Robot jedzie, myje podłogę, a jeśli uzna, że mopy są zbyt zabrudzone, wraca do bazy, gdzie stacja w krótkim cyklu płucze nakładki gorącą wodą i natychmiast je suszy. Dodatkowo wszelkie bakterie i grzyby nie mają większych szans, bo 80°C to już niemal sterylizacja.
Rzecz jasna, takie przerwy na płukanie i suszenie wydłużają cały cykl sprzątania, ale w perspektywie jakości czyszczenia i minimalnego mojego wysiłku, nie widzę w tym problemu. Przypomina mi to bardziej gotowanie w tle – robot pracuje, a ja mogę w tym czasie zająć się czymś zupełnie innym.
Sterowanie i inteligentny tryb offline
Wielu osobom zależy na tym, by robot był zawsze podłączony do sieci i sterowany przez aplikację – i tutaj Saros 10R spełnia wszelkie oczekiwania: można w łatwy sposób tworzyć mapy, ustawiać strefy zakazane i wyłączać z mopowania powierzchnie takie jak dywany. A co, gdy internet padnie? Producent przewidział i taki scenariusz, bo wówczas można rozmawiać z robotem w trybie „Hello Rocky”, choć niestety w językach obcych (angielski, niemiecki czy hiszpański). W moim domu przez większość czasu i tak działa Wi-Fi, więc nie był to problem, ale doceniam, że nie jest zupełnie uzależniony od chmury.
Czy Roborock Saros 10R to dobry wybór?
Roborock Saros 10R okazał się jednym z najbardziej kompleksowych robotów sprzątających, jakie testowałam. Smukła konstrukcja pozwala docierać tam, gdzie większość konkurencji się nie zmieści, a inteligentna nawigacja i system StarSight 2.0 gwarantują unikanie kabli, drobnych zabawek czy przypadkowo porzuconych skarpet. Dodatkowo wielofunkcyjna stacja 4.0 w praktyce zamienia go w robotycznego asystenta do zadań specjalnych – sam się myje, suszy i dozuje detergent. Doskonale radzi sobie też z dużą ilością włosów i sierści, nie wplątując ich we włókna szczotek.
Jeśli masz przestronny dom i dość częstego ręcznego mopowania oraz usuwania sierści z kątów, Saros 10R w zasadzie wyręczy Cię w tych nudnych czynnościach. Owszem, potrzebujesz sporego miejsca na stację i musisz przygotować się na wydatek z segmentu premium, ale w zamian zyskujesz sprzęt, który pracuje niemal bez Twojego udziału, a w trudno dostępnych miejscach radzi sobie lepiej od większości konkurentów.
W mojej ocenie to propozycja dla tych, którzy cenią sobie najnowsze zdobycze robotyki i chcą raz na zawsze pozbyć się problemu „niedoczyszczonych narożników” czy „ciągłego czyszczenia szczotek z włosów”. Saros 10R pokazuje, że można osiągnąć imponującą funkcjonalność i moc, zamkniętą w obudowie o naprawdę niewielkim profilu.
Roborock Saros 10R dostępny jest obecnie w cenie 5 199 zł.